Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

PGE Ekstraliga nieubłaganie kończy sezon. Poznaliśmy spadkowicza, drużynę, która powalczy w barażach i beniaminka. Czekamy na rozstrzygnięcia medalowe, chociaż w przypadku brązowego krążka to mam niemal 80% pewności do kogo trafi. Kończą się także zawody indywidualne. W Speedway Grand Prix pozostały dwa turnieje i jeden w młodzieżowych mistrzostwach świata. Na tym ostatnim będę chciała się skupić, bo w Pardubicach zapowiada się ciekawa rywalizacja i coraz więcej zawodników zaczyna pukać do polskich lig. Co by było gdyby ich wpuścić? Podniosłoby to rywalizację, czy wręcz przeciwnie?

Z faktem o tym, że PGE Ekstraliga jest najlepszą i najdroższą ligą na świecie nie ma sensu dyskutować. Marzeniem wielu jest tutaj trafić i reprezentować wysoki poziom. Sztuką jest znaleźć się wśród najlepszych, ale również udowodnić, że to nie był przypadek lub wypadek przy pracy. Polacy dumnie reprezentują Polskę na arenie międzynarodowej. Jesteśmy takimi dominatorami żużlowymi. Świadczy o tym druga pozycja w Speedway of Nations i szóste złoto w Drużynowych Mistrzostwach Świata Juniorów. Polska młodzież deklasuje pozostałe nacje. Niewątpliwie jest to powód do dumy, ale chyba daliśmy się nieco uśpić. W kadrze juniorskiej, która zdobywa wspomniane złota jest pięciu zawodników. A co z resztą? Odpowiedź jest brutalna, ale za to prawdziwa. Reszta zostaje daleko w tyle.

Kto w tym roku spadł z PGE Ekstraligi? Drużyna, która miała najsłabszych juniorów w lidze. Kto walczy o mistrza? Ekipa, której juniorów zazdrości cały świat. I ostatnie pytanie. Dlaczego Motor Lublin utrzymał się lidze? Bo mają solidnych juniorów. Właśnie słowo „junior” jest tutaj kluczowe. Potwierdza się to, o czym mówili eksperci na początku sezonu, że bez dobrych juniorów nie ma co marzyć o medalach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nic nie zapowiada zmian. Wszystkie kluby szkolą młodych adeptów żużla, ale w parze z ilością nie idzie jakość. Można zwalać na wiek, brak doświadczenia i ogromną presję. Jedynie kilku potrafi sobie z nią poradzić. Przecież w każdym meczu chodzi o to, by zdobyć więcej oczek niż przeciwnik. W niektórych klubach ten cel był mocno utrudniony właśnie przez jazdę młodych zawodników.

Nie chcę rozpocząć nagonki na młodzieżowców za ich występy i na kluby za wszelkie programy kształcenia. Jestem ostatnia do takich rzeczy, bo mam świadomość, że nigdy na motocyklu nie siedziałam. Co moim zdaniem uchroniło wielu przed utratą zdrowia. Należy się jednak czym prędzej pochylić nad tym problemem i znaleźć złoty środek. W następnym sezonie wiek juniora kończy Maksym Drabik, Bartosz Smektała, czy Michał Gruchalski, a kolejki następców nie widać. Trzeba będzie chyba pomyśleć nad sfałszowaniem chłopakom dowodów osobistych. Chyba, że znajdzie się bardziej legalne rozwiązanie. Brak perspektywicznego narybku skutkuje ubożeniem rynku i znacząco wpływa na dyscyplinę.

Mnie natchnęła runda mistrzostw świata w niemieckim Gustrow. Z dobrej strony pokazał się tam chociażby Jan Kvech. Widać, że Czech ma smykałkę do jazdy i jest zawodnikiem, który prędzej nogę, czy łokcia wystawi, niż schowa. Ci „egzotyczni” zawodnicy marzą o PGE Ekstralidze. Gdyby mogli jeździć w Polsce jako juniorzy? Może pozwolić na obecność jednego zagranicznego młodzieżowca? Rywalizacja by się zaostrzyła? Możemy sobie dywagować. W każdym razie, trzeba jak najszybciej zrobić coś, aby na tor zaczęli trafiać najlepsi, a nie ci, którzy potrafią utrzymać się na motocyklu i nie spaść z niego przy najłagodniejszym łuku. Całe szczęście są w żużlu ludzie dużo mądrzejsi ode mnie i wierzę, że coś wymyślą. W końcu speedway to sport narodowy.