Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Runda Speedway Grand Prix w Malilli już dawno za nami. Zwyciężył Fredrik Lindgren, za nim uplasowali się Leon Madsen i Maciej Janowski. Szwed udowodnił dobrą dyspozycję na torze, pokonując rywali w wielkim finale, czyli teoretycznie nic nadzwyczajnego. Takie zasady. Ważne jest w jakim stylu tego dokonał i co działo się wcześniej. Nieoficjalnie zyskał sobotniego wieczoru dwa tytuły: króla social mediów i wybawcy Patryka Dudka.

W trakcie sobotniego wieczoru w niejednym żużlowym domu wstrzymano oddech. W Zielonej Górze szczególnie. Wszystko za sprawą upadku Patryka Dudka w 6. gonitwie. Pierwsze ułamki sekund nie zapowiadały, że będzie wyglądał on aż tak dramatycznie. Gdyby nie umiejętności Fredrika Lindgrena i Maxa Fricke, aż strach pomyśleć, co stałoby się z polskim żużlowcem. Perfekcyjna jazda, niesamowity refleks i instynkt żużlowca przez duże “ż” sprawiły, że “Duzers” wyszedł z tego bez większych obrażeń. Nie chcę nawet myśleć i wyobrażać sobie, co by było gdyby. Na szczęście to historia, która oby nigdy się nie powtórzyła. Szwed zasłużenie może sobie nucić „I belive I can fly”! Popularny „Fredka” wygrał w Malilli i od soboty nieustannie spływają do niego deklaracje wynagrodzenia za lot nad Patrykiem, który sam zabrał głos w tej sprawie. Ciekawe ile „krat” by się realnie uzbierało Lindgrenowi?

Wokół Lindgrena zrobił się duży szum w ostatnim czasie. Wszystko za sprawą deklaracji poparcia dla osób zrzeszonych wokół organizacji LGBT oraz zdjęcia w stylu “tak jak nas matka natura stworzyła”. W poglądy polityczne i światopoglądowe nie będę wnikać, bo święte prawo demokracji polega na tym, że każdy ma do nich prawo. Jednym zaimponował, drugim wręcz przeciwnie. Moja mama mawia, że jeszcze się nie narodził taki, co by wszystkim dogodził. Ale odbiegłam od głównego tematu. Fredrik Lindgren zrobił show w Malilli wchodząc na podium z hot-dogiem. Chwyt marketingowy godny największych speców od PR-u. Z drugiej strony mógł dopaść zawodnika zwyczajny głód. Tak, oni są zwykłymi ludźmi i mają takie potrzeby. Ogromny wysiłek fizyczny, walka z bólem nogi po upadku, musiały przyczynić się do tego, że zwycięzca zgłodniał. Człowiek głodny, to człowiek zły, a przecież było co świętować.

Co by nie mówić o Szwedzie, to trzeba przyznać, że dystans ma do siebie kilometrowy. Widać, że nie przejmuje się złośliwymi komentarzami dotyczącymi jego wyników, czy działalności poza torem. Nie każdego stać na to, by popisać się tak błyskawicznym refleksem, a później wygrać finał z bólem, który uniemożliwia normalne poruszanie się. Fredka z pewnością od soboty ma większą grupę fanów i cieszy się jeszcze większym szacunkiem. Włókniarz Częstochowa ma w swoich szeregach kozaka, który zapomniał o tym, że w połowie sezonu coś szło nie po jego myśli. Trener Marek Cieślak może być o swoich Skandynawów spokojny. Będzie ich stać na wiele w zbliżających się wielkimi krokami play-offach.   

KINGA SYLWESTRZAK