Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kiedy patrzy się na wyniki ostatniej kolejki, można się pokusić o stwierdzenie: “cuda na kiju”. Człowiek ogląda, przeciera oczy ze zdziwienia i na końcu stwierdza, że musi zobaczyć powtórki, bo nie wierzy w to, co widzi. Kto by pomyślał, że Lublin wyszarpie punkt w ostatnim biegu? Ktoś wierzył, że Stal Gorzów jako pierwsza drużyna pokona Unię Leszno? Jeśli ktoś w obu przypadkach udzielił odpowiedzi twierdzącej, to z przyjemnością zbiję z nim piątkę. Intuicję mam słabą, ale od dłuższego czasu jakoś wyjątkowo mocno daje mi znać, że jeszcze się w tym sezonie zdziwimy wielokrotnie. 

Wyjazd z Warszawy do Lublina nie dostarczył wielu emocji, oczywiście poza tymi związanymi z zakorkowanymi ulicami. Korki, roboty drogowe, czyli proza życia. Na całe szczęście granice Lublina okazały się być dla nas jakby początkiem innej strefy klimatycznej. Tłumy pod stadionem już na  trzy godziny przed meczem, wszyscy radośni i tu nie mylić z podchmieleni. Na lubelskim owalu miałam przyjemność być rok temu, jeszcze na meczu Nice 1. Ligi Żużlowej. Nie wierzyłam, że coś w tym miejscu zdoła mnie zaskoczyć, a jednak! Ten mecz obfitował w emocje w takim stopniu, że menedżer Jacek Ziółkowski stwierdził, że kończy mecz o 5 lat starszy. Koziołki dokonały prawie niemożliwego po raz kolejny. Para Madsen – Lindgren w biegach nominowanych była wielokrotnie nieuchwytna, ale dla Michelsena i Griszy to żaden argument. W ubiegły piątek to Koziołki pokazały lwi pazur i nie powiedziały ostatniego słowa. Skazywani na spadek przed sezonem zrobią wszystko, żeby uniknąć baraży.

Troszkę inne nastroje panowały w Grudziądzu. Tam też gra była warta świeczki, bo MRGarden chce zapisać się w historii PGE Ekstraligi i awansować do fazy play-off. Tylko awansu nie zrobi się przegrywając na własnym torze. I tutaj wychodzi nam kwestia przygotowania torów. Przyjeżdża rywal, narzeka na tor, komisarz się ugina i gospodarze mają problem. Trzeba jednak przyznać, że w Grudziądzu działo się nie tylko na torze. Kto by pomyślał, że Nicki Pedersen tak dobrze włada łaciną podwórkową. 20 lat w kraju nad Wisłą jednak zobowiązuje. Szkoda, że są to słowa, których nie zacytuję dzieciom, ale pozostając przy łacińskich sformułowaniach powtórzę za Terencjuszem: “homo sum, humani nihil a me alienum puto”, czyli popularne człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce. Ciekawe, czy Nicki to zna?

Włókniarz Częstochowa wrócił do gry z dalekiej podróży, GKM Grudziądz chce się zapisać w historii. Każdy chce, ale nie każdy może. Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że ostatnie kolejki będą decydujące i dodadzą nam wielu emocji, o których się nawet filozofom nie śniło. A co dopiero bukmacherom? Żaden pewnie nie śnił o wygranej Stali Gorzów nad leszczyńskimi Bykami. Za to co zrobili podopieczni Stanisława Chomskiego – czapki z głów. Po raz kolejny potwierdza się teoria o tym, że im bardziej jesteś osłabiony, tym bardziej się motywujesz i pozytywnie nakręcasz. Warto przypomnieć zawirowania wspomnianego Motoru, później Sparty i teraz Stali. Anders Thomsen z pewnością był mocno ukontentowany postawą swojej drużyny.

Ostatnia kolejka była niczym rozkapryszona Fortuna. Jednym pokrzyżowała plany, drugim podała tlen. Osiwieć można. Trudno tu o zachowanie stoickiego spokoju. Po tych kilku latach funkcjonowania w żużlu czuję, że ta Ekstraliga nie wydłuża nam życia, a wręcz przeciwnie. Choć z drugiej strony dodaje kolorytu, a nawet pewnej pikanterii. To, co działo się w poprzednim tygodniu, jest najlepszą zapowiedzią tego, co przed nami, więc jeśli macie jakieś inne plany niż żużel, to zalecam je zmienić. Na moją odpowiedzialność.