Blondynka o żużlu (2): Do pierwszej ligi jak do rywala – z szacunkiem

Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Lipiec podobno jest miesiącem wolnym od żużla. Teoretycznie. Uważni kibice wiedzą, że w ubiegłą sobotę odbywał się turniej Grand Prix w szwedzkim Hallstavik, ale w Polsce także dało się usłyszeć ryk silników. Wszystko za sprawą Nice 1. Ligi Żużlowej. Dwa niedzielne mecze zyskały miano “szlagieru” długo przed startem. W pierwszym meczu rybniczanie podejmowali zawodników Startu Gniezno, zaś w drugim na ostrowski stadion zawitały tarnowskie Jaskółki. Telewizja pokazała jedynie pierwsze z tych spotkań, co uważam za duży błąd. W obu przypadkach była to najlepsza reklama żużla jak i ligi. 

W ostatnich dniach dość często mówi się, że przepisy uniemożliwiają widowiskowe ściganie. Starsi kibice na stadionach żużlowych z nostalgią wspominają czasy, w których wyprzedzało się po szerokiej. Jestem prawie pewna, że nie widzieli wyczynu Emila Sajfutdinowa w Częstochowie. Krąży plotka, że oglądamy żużel na betonach, wszystko ustawia start i faworyt zawsze wygrywa. Narzekamy i podsumowujemy wszystko sformułowaniem “kiedyś to był żużel”. Nonsens. Teraz również mamy godny oglądania speedway, tylko trzeba go umieć szukać. PGE Ekstraliga nie zawsze będzie miała monopol na emocje. Mamy w kraju także zaplecze najlepszej ligi świata, na które wypada zwracać uwagę. Należy podkreślić, że Nice 1. LŻ to nie żaden styl bycia, a trampolina dla zawodników, którym brakuje jazdy, pewności siebie, środków na inwestycje na poziomie ekstraligowym etc. 

Osoby, które w niedzielne popołudnie wybrały się na stadion w Rybniku, Ostrowie lub włączyły telewizor, mogą pochwalić się jedną z lepszych decyzji w tym tygodniu. Zaplecze PGE Ekstraligi udowodniło, że potrafi wypełnić lipcową lukę i dać sympatykom żużla to, czego oczekują. Mijanki, zawirowania z pogodą, drżenie o wynik do ostatniego biegu – to wszystko można było zobaczyć w zaledwie jeden dzień. Mnie jak i wielu innym kibicom pisane było zobaczenie tylko starcia PGG ROW Rybnik i Car Gwarant Start Gniezno. Okropnie żałuję, że nie mogłam obejrzeć meczu Ostrovii Ostrów Wlkp. z Unią Tarnów. Tam również było nietuzinkowo. Rezultaty tych potyczek zapewne bardzo interesowały inne kluby, które walczą o miejsce w najlepszej czwórce. W obecnej fazie sezonu każdy mecz jest istotny zarówno dla tych żużlowców, którzy występują, ale także dla tych obserwujących.

Sądzę, że nieco zmarginalizowaliśmy mecze Nice 1. Ligi Żużlowej. Wiem, że posiadając najlepszą ligę na świecie, nie jest łatwo skupić się na jej zapleczu. Mimo wszystko gorąco do tego zachęcam. Nie muszę wysilać się na motywacyjne elaboraty. Wystarczy, że podam przykład tegorocznego beniaminka – Speed Car Motoru Lublin i ich kibiców. Ten “dwupak” robi fantastyczną robotę w lidze. Startujący w ekipie Koziołków Mikkel Michelsen przed rokiem był jednym z najskuteczniejszych zawodników na zapleczu Ekstraligi. Dzisiaj udowadnia, że nie boi się rywalizacji z najlepszymi. Na Andersa Thomsena również za wielu nie stawiało, a nie raz uratował skórę Stali Gorzów. Tak się składa, że ta dwójka nie przez przypadek powalczy w 1. finale SEC w niemieckim Gustrow już w najbliższy weekend. Do zaplecza PGE Ekstraligi należy podchodzić jak żużlowcy do każdego rywala – z szacunkiem. Jestem pewna, że jeszcze nie raz usłyszymy o meczach pierwszoligowych, które staną się szlagierami na poziomie ekstraligowym.

KINGA SYLWESTRZAK