Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Każdego roku myślimy sobie, że w trakcie okienka transferowego spotka nas coś niezwykłego. Koniec końców jest to tylko podawanie informacji do publicznej wiadomości, bo wcześniej nie można było tego zrobić. Można by rzec, że okienko transferowe jest tylko dopinaniem formalności, wstawianiem zdjęć z oficjalnym komunikatem. W końcu nie ma takiego regulaminu, którego nie da się obejść. Podsumowując, fajerwerków w tym oknie nie było, choć czas na dywagacje już się zaczął.

Po wszystkich zawirowaniach na giełdzie transferowej mogę stwierdzić, że wracam do żywych. Odpoczęłam sobie, poczytałam książki i zaczęłam przygotowania do pisania pracy licencjackiej. Nowinki transferowe, chcąc nie chcąc, do mnie docierały. Wystarczyło, że poszłam do pracy, gdzie każdy o tym mówił. Grzecznie wysłuchiwałam wszystkiego bez włączania się w dyskusję. Najlepszy jest jednak fakt, że jak tylko kluby skompletowały skład, to zaczęło się popularne wróżenie z fusów. „Kto spadnie, kto w play-offach”. Nikogo nie nauczyła postawa Motoru Lublin, który po pierwsze utrzymał się w PGE Ekstralidze, a po drugie zrobił to bez konieczności jazdy w barażach. Hitem tej jesieni jest teza o spadku ROW-u Rybnik. Nikogo nie nauczył poprzedni sezon i ilość przewidywań, które się absolutnie nie sprawdziły. Podejrzewam, że tym razem będzie podobnie, ale jeśli to mobilizuje żużlowców, to proszę bardzo. Grzecznie rozsiądę się w fotelu i będę obserwować. Za rok z przyjemnością będę się śmiała.

Ogólnie stwierdzam, że beniaminek to ma jednak ciężko. Zawodnicy, którzy od lat ścigają się w PGE Ekstralidze wolą sprawdzone rozwiązania i rzadko opuszczają swoje kluby na rzecz drużyny, która „wchodzi” do PGE Ekstraligi. Czarny PR robią także eksperci. Wyliczają mankamenty, kurczowo trzymają się cyferek, dat i zapominają, że w trakcie meczu dochodzą do tego wszystkiego łokcie i sportowa ambicja. Im bardziej ci ubliżają, podkreślają twoje wady, tym bardziej się w sobie mobilizujesz, by pokazać w szczególności sobie i wszystkim wokół, że jednak coś potrafisz. Często podkreślam, że nazwiska nie jeżdżą. Sprzęt, atmosfera, dopasowanie charakterów też jest istotne, a nie tylko KSM, czy liczba wygranych biegów z pierwszego pola startowego. No i sportowe szczęście. Fortuna kołem się toczy. Nie wiadomo jednak czy w lewo, ale się kręci i jest kapryśna. Każdy zawodnik to przyzna.

Jeśli wspomniałam o ROW Rybnik to nie mogę pominąć faktu, że działacze zakontraktowali Grega Hancocka. Ktoś powie, że rozsądna decyzja, a ktoś inny, że zagranie va bank. Ja w tej akurat kwestii stoję pośrodku. Mam świadomość, że za Amerykaninem jest roczny rozbrat z żużlem i najwyższą klasą rozgrywkową. Jednak ten transfer bardzo mnie ucieszył. Próżno szukać w świecie speedwaya drugiego takiego człowieka jak Greg Hancock. Jeśli wyjedzie na tor wiosną to wzbudzi nie lada sensację. Wiadomo z jakich powodów czterokrotny mistrz świata schował motocykle w garażu. Są dla niego rzeczy ważne, ale najważniejsza jest rodzina. W tym aspekcie Greg zaimponował wielu, bo wraz ze swoją rodziną ma jeden z najważniejszych wyścigów w życiu. Może młodsi zawodnicy nie będą już drżeć przed nim startując spod taśmy. Taryfy ulgowej w PGE Ekstralidze nie ma dla nikogo, ale cieszę się, że Greg wraca i trzymam kciuki, żeby pokazał wszystkim, że można się efektywnie i efektownie ścigać, dźwigając na swoich barkach równe 50 lat. Pozwolę przytoczyć sobie to, co powiedział mi ostatnio o Hancocku Tomek Dryła, że nadal jest najmłodszym 4-krotnym mistrzem świata dostępnym na rynku.

Przed nami jeszcze kilka miesięcy przerwy, a to znaczy, że poczytamy sobie liczne wnioski ekspertów. Zobaczymy, ile z nich się sprawdzi, a ile otrze o prawdę. Pożyjemy, doczekamy sezonu, zobaczymy.

KINGA SYLWESTRZAK