Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Podobno kobiet o wiek się nie pyta. Ja jednak należę do takich osób, które same głośno mówią o tym, ile mają lat. Swoich dwudziestu jeden lat życia się nie wstydzę, choć wiem, jak wiele rzeczy działo się nim przyszłam na świat. Dużo mnie ominęło, ale funkcjonowanie w społeczeństwie, a nawet zainteresowanie sportem sprawia, że również i ja będę miała o czym opowiadać wnukom. Do takich rzeczy będą należały chociażby wydarzenia z ostatniej kolejki PGE Ekstraligi. Postaram się je przedstawić z punktu widzenia blondynki, która według stereotypów i różnych teorii nie powinna za dużo o sporcie wiedzieć.

Na początek rzecz niebywała. Pierwsze zwycięstwo GKM-u Grudziądz na wyjeździe od 1998 roku, gdy chodzi o najwyższą klasę rozgrywkową. Od początku sezonu zawodnikom prowadzonym przez Roberta Kempińskiego wyliczano w tysiącach dni bez wyjazdowej wygranej. Widać było, że ta “wyliczanka” ich nieco irytuje. Jak najlepiej zamknąć usta sceptykom? Oczywiście wygrać. Tak też się stało w ostatni piątek. Komplet punktów zdobyty na toruńskiej Motoarenie znacznie umocnił grudziądzan jako pretendentów do najlepszej czwórki, ale pozwolił również przerwać trwającą 21 lat serię bez wyjazdowego zwycięstwa w elicie. Dla mnie data 23 sierpnia 1998 nie mówiła niczego sensownego. Nie ma się też co dziwić. Miałam wtedy tylko siedem miesięcy. Nie mogę wymagać od siebie pamiętania zwycięstwa drużyny GKM-u Grudziądz nad ekipą z Ostrowa Wielkopolskiego. Oglądając piątkowe zmagania Get Well Toruń i MrGarden GKM Grudziądz byłam świadkiem nowego początku. Jaki będzie finał tego Grudziądz dream? Czekamy, śledzimy.

Historyczny może okazać się przyszły spadek wspomnianego wcześniej Get Well Toruń. Mecze, które toruńskie Anioły powinny wygrać, zakończyły się porażką. Po wakacyjnej przerwie również nie będzie żadnych spacerów, bo w kolejce po ligowe punkty czekają żużlowcy z Częstochowy, Zielonej Góry i Leszna. Ekipa prowadzona przez Marka Cieślaka będzie się chciała odbić po ostatniej porażce w Lesznie, Falubaz i Sparta walczą o miejsce w fazie play – off, a w Lesznie nikt nie wygrał. Nie skazuję Aniołów na pożarcie, wiem jednak, że to będą arcytrudne mecze i torunianom przyda się cud. Nawet większy niż ten nad Wisłą w 1920 roku. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że hasło “Toruń nigdy nie spadnie” będzie wkrótce nieaktualne. W środowisku mówi się, że spadek drużyny z Torunia będzie czymś w rodzaju katharsis.

W województwie kujawsko-pomorskim to Anioły były uważane za “towar eksportowy”. Piękny stadion, wiele tytułów i uznani zawodnicy ścigający się z toruńskimi emblematami. GKM przez lata był w cieniu wielkiego brata z Torunia. Jednak los lubi być przewrotny i wyciąga pomocną dłoń do grudziądzan. Drużyna skrojona na miarę, dobra atmosfera i miasto żyjące tym sportem. Czy potrzeba czegoś więcej, aby odnosić kolejne, historyczne sukcesy? Przy obecnych nastrojach żużlowców prowadzonych przez Roberta Kempińskiego nie zdziwi mnie ich awans do fazy play-off, ale niczego jeszcze nie wyrokuję. Poczekam aż wszystko rozstrzygnie męska walka na torze. W końcu po to chodzimy na stadiony. 

KINGA SYLWESTRZAK