FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bartosz Zmarzlik pojechał w niedzielę świetne zawody na Stadionie Olimpijskim. Zawodnik truly.work Stali Gorzów zdobył 17 punktów w sześciu biegach i właściwie w pojedynkę walczył o honor gorzowskiego zespołu. Mimo świetnego wyniku indywidualnego, 24-latek nie był zbytnio zadowolony z przebiegu spotkania.

Mecz Betard Sparty Wrocław z truly.work Stalą Gorzów był kolejnym starciem, w którym kapitan zespołu z północy województwa lubuskiego był jedyną wyróżniającą się postacią w drużynie. Po zawodach Zmarzlik wyraźnie stwierdził, że jego koledzy z zespołu nie mogli znaleźć odpowiednich ustawień na wrocławski tor. – Chłopakom dzisiaj ewidentnie nic nie pasowało. Moi koledzy bardzo się męczyli. Były próby zmieniania naprawdę wszystkich możliwych ustawień, ale jak nie pasuje, to nie pasuje i już – komentował zrezygnowany żużlowiec truly.work Stali.

Zmarzlik przez całe spotkanie starał się pomóc kolegom z drużyny. Jego wskazówki na niewiele się jednak zdały, bo jedynym zawodnikiem gorzowian, który poprawiał się z biegu na bieg był Anders Thomsen. – Koledzy zadawali mi pytania, a ja im szczerze odpowiadałem. Jednak każdy na motocyklu wszystko robi inaczej i każdemu zawodnikowi co innego pasuje. Kiedyś zrobiłem z drugim żużlowcem pewien eksperyment. Zarówno on, jak i ja mieliśmy doregulowane motory. Gdy się tymi motorami zamieniliśmy, kompletnie nam to nie pasowało na torze. Ten zawodnik ważył tyle, co ja. Powiedzcie mi teraz, o co w tym wszystkim chodzi? Każdy inaczej ten motocykl prowadzi, inaczej go czuje, więc musi być on dostosowany pod konkretnego zawodnika – wyjaśniał trzeci najskuteczniejszy zawodnik w PGE Ekstralidze.

Wicemistrz świata na samym początku meczu również miał problem z dopasowaniem się do toru na Stadionie Olimpijskim. W czwartym wyścigu, mimo wygranego startu, Zmarzlik bardzo szybko dał się wyprzedzić Maciejowi Janowskiemu. – Te pierwsze biegi zdecydowanie nie były dla mnie najlepsze, więc tych zmian również u mnie było sporo. Tak naprawdę to dopiero w trzecim wyścigu czułem się komfortowo – wyjawił zwycięzca pięciu biegów niedzielnego spotkania.

U kapitana truly.work Stali Gorzów trudno było o uśmiechniętą minę po zawodach. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA

Poza trudnościami związanymi z dobraniem odpowiednich ustawień, żużlowcy musieli zmagać się również z tropikalną pogodą. W niektórych momentach, termometry we Wrocławiu wskazywały aż 39 stopni Celsjusza. – Co tu dużo mówić, dzisiaj był ogień z nieba przez cały mecz. Najważniejsze, że cało i zdrowo odjechaliśmy te zawody. Z mojej strony ten wynik był dobry, ale reszcie drużyny już tak dobrze nie poszło. Drużynie poszło słabo, więc nie mam się z czego cieszyć – mówił Zmarzlik.

Przed spotkaniem dużo mówiło się o tym, że tor we Wrocławiu nie jest taki, jaki powinien być. W szeregach truly.work Stali narzekał na niego szczególnie Peter Kildemand. – Czy widzieliśmy jakieś kontrowersyjne sytuacje na torze? Nie, nie było ich. Wszystko z torem było w porządku. Nie jestem żużlowcem, który by się tłumaczył torem. Warunki są, jakie są i trzeba się do nich dostosować – podkreślał lider gorzowian.

Niedzielny mecz był dla Zmarzlika idealnym testem przed sierpniowym Grand Prix Polski. Żużlowiec miał okazję do sprawdzenia optymalnych ścieżek na Stadionie Olimpijskim, ale stwierdził, że o samym turnieju jeszcze za dużo nie myślał – Ja jestem zawodnikiem, który jedzie z meczu na mecz. Staram się dać z siebie zawsze 120 procent drużynie. Nie ma znaczenia czy jadę tutaj, w Szwecji, w Grand Prix, czy dla naszej reprezentacji – zakończył wicelider Indywidualnych Mistrzostw Świata.

BARTOSZ RABENDA