Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niewielu jest kibiców żużlowych, którzy nie znają Bartłomieja Czekańskiego. To jego felietony, często ostre, czytane są od narodzin „Tygodnika Żużlowego”. Bartłomiej Czekański jest i był aktywny na wielu innych płaszczyznach. To były bokser czy pilot kierowców rajdowych. I piłkarz. Ostatnio, jak sam mówi w poniższej rozmowie, jego sercem i duszą zawładnęła poezja. 

To sobie, Panie Bartku, porozmawiamy jak dziennikarz z dziennikarzem. Ostry Bartłomiej Czekański nagle raczy swoich fanów w mediach społecznościowych poezją. Skąd te zalążki poezji u Pana, znanego raczej ze sportowego ostrego pióra?
Ha, ha (śmiech – dop. red.). Zalążki to nie brzmi zbyt fajnie. Żaden komplement. A jeśli rozmawiamy całkiem serio, to ja tych wierszy na siłę nie piszę. Wiersze się piszą w moim sercu, czy w moim mózgu. Mam coś takiego, że tak zwane natchnienie dopada mnie w różnych momentach. Jak się kładę do łóżka, czy gdy jestem na spacerze. Wtedy jak najszybciej muszę przelać swoje myśli na papier. Ja nigdy wierszy nie pisałem i powiem, że bardzo się cieszę, iż zacząłem to robić. Daje mi to niesamowicie dużo frajdy i radości.

Rozumiem w takim razie, że niedługo poezja Bartłomieja Czekańskiego będzie w księgarniach…
Pokazywałem próbkę swojej twórczości już wydawcom i ku pana zdziwieniu powiem, że spotkało się to z bardzo pozytywnym odbiorem. Słyszałem głosy, że jest to coś świeżego.
 
Ja osobiście nie potrafię sobie wyobrazić nagle Pana, kontrowersyjnego dziennikarza, jako poety…  
Wielu pewnie nie. Nie chcę być zapamiętany wyłącznie jako kontrowersyjny dziennikarz sportowy z Wrocławia. Chcę być jeszcze zapamiętany jako poeta z podwrocławskiego Wilkszyna, gdzie moim sąsiadem jest zacny „Magic” Janowski.

Coś jednak musiało się wydarzyć takiego, że wziął się Pan za przelewanie myśli na papier nie w formie artykułów, a w formie poezji…
Człowiek z wiekiem się zmienia i na wiele rzeczy patrzy inaczej. Każdy ma swoje mniejsze czy większe problemy. Ja akurat miałem, czy mam problemy rodzinne. Powiem więcej i to żadna tajemnica, że byłem już bardzo, ale to bardzo blisko popełnienia samobójstwa. Moje pierwsze wiersze,  które pisałem były takim moim krzykiem rozpaczy. Oceniano je nawet jako twórczość psychodeliczna. 

Kiedy zaczął Pan pisać swoje wiersze?
Pierwsze wiersze napisałem w tym roku i do tej pory jest już ich całkiem sporo.

Twórczość Pańskiej poezji, z tego co mi wiadomo, niekiedy zahacza również o żużel…
Tak. Jest wiersz na kanwie śmierci Tomasza Jędrzejaka. Jeden też jest o moim powrocie do ścigania się na żużlu. Powiem żartobliwie: gdzieś przeczytałem, że jestem takim Kurtem Cobainem dziennikarstwa sportowego. Gruuuuba przesada (ja tylko gram na nerwach i nie jestem muzykalny). Jestem chyba konglomeratem różnych osobowości, z naciskiem na to słowo, bo nie znaczy, że talentu Stachury, Cobaina, Wojaczka i Hłaski. Proszę zwrócić uwagę na jedno: oni wszyscy zginęli tragicznie…

Wzoruje się Pan na innych wierszach?
Nie. Osobiście uważam że nie, choć dwa moje wiersze są w konwencji Nirvany (oni zresztą też byli inspirowani przez innych). Przy ich czytaniu warto słuchać Nirvany. Nie jest to absolutnie plagiat, ale rytm Nirvany i aura tekstu pasują idealnie do siebie.

Jak można porównać pisanie wierszy do pisania felietonów?
Wie pan, tego nie da się porównać. Jeśli się nic nie dzieje w żużlu, to się, uczciwie mówiąc, po prostu męczę. Proszę uwierzyć, że pisanie felietonów niekiedy na siłę jest w stanie wyssać z człowieka energię. To jest takie pisanie pod zamówienie. Jeśli mówimy o poezji, to już jest inaczej. Ona sama przychodzi do mojej głowy. 
 
Podsumowując, co przynosi większą radość – poezja czy pisanie o żużlu?
Oczywiście, że poezja. Nie ma co porównywać. W zimie, kiedy w żużlu się nic nie dzieje, to jest masakra. Siadam do pisania felietonu i, kolokwialnie mówiąc, płaczę o czym tu pisać. Na to ma też wpływ fakt, że na tyle się szanuję, iż nie chcę z siebie wypluwać gówna. Bardzo dużo daję z siebie. W trakcie pisania felietonu ze stresu potrafię wymiotować, czy schudnąć dwa kilo, nie odchodząc od komputera. Tak jest. To są emocje towarzyszące temu, co się pisze. Pod tym względem jestem chyba nielicznym w Polsce dziennikarzem, który tak przeżywa swoją pracę. Ona mnie tak pochłania też z mojego szacunku do kibiców. Ja kocham również swoich hejterów. Mam ich bardzo dużo, ale wszystko we mnie zostaje. Dzięki nim nie jestem nadmuchanym balonem, a chodzę twardo po ziemi. Choć przez poezję ostatnio nie bardzo, bo ona unosi…

Ostatnio ponoć twórczość Pana stała się mniej psychodeliczna…
Tak, to prawda. Ostatnio moje wiersze się bardziej optymistyczne. Zupełnie się odmieniły. Powiem panu szczerze: mężczyznę potrafi w nastawieniu do otaczającej rzeczywistości odmienić kobieta. Jedna zabija, dołuje, inna powoduje, że powstajemy jak feniks z popiołów. Ja naprawdę byłem bardzo bliski popełnienia samobójstwa. Był taki moment, że zszedłem z torów, na których czekałem na pociąg osobowy. Zabiłby mnie od razu, ale nadjechał wolny towarowy, który dałby mi tylko ogromne cierpienie. Zszedłem z torów… Teraz patrzę na świat z większą nadzieją, ale wciąż bywają niełatwe momenty.

Szczere wyznanie i, miejmy nadzieję, będzie tylko lepiej. Aby zmienić temat, proszę powiedzieć, kiedy będzie do nabycia tomik poezji Bartłomieja Czekańskiego?
Mam nadzieję, że na pewno w przyszłym roku się taka pozycja ukaże.

Ostatnie pytanie, bo nie sposób nie zahaczyć o żużel. Kto będzie drużynowym mistrzem Polski?
Jestem ze Sparty, ale nie wyobrażam sobie, aby był ktoś inny aniżeli Unia Leszno. Jak to mówił Ferdek Kiepski: gdyby tak się stało, to będzie Armagiedon…

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

Poniżej kilka wierszy Bartłomieja Czekańskiego

Z  inspiracji tragiczną śmiercią mego zawodnika (od juniora) Tomka Jędrzejaka, który gościł często w naszym domu:


Poeta Stachura pisał:
„Zginąć by można jak nic:
Do żył
Jest nóż.
Lub w dół
Na bruk
Z wysoka.
Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto…
Nie, nie – nie warto”.
Ale i Stachura nie uwierzył, że
Nie warto.
Nie uwierzył, że warto być i żyć
Bardzo warto.
Rzucił się na sznur
Skruszył chwiejny 
Życia mur.
Zapomniał się
W zabójczej psychodelii poezji.
Tylko cóż to za wzór,
Jakiż to wzór?
Warto zanurzyć się w życie
Nawet, gdy same dramaty
Nam pisze
I gdy beznadzieja oplata je skrycie.
Warto żyć
Warto być
Bardzo warto.
Lepsze nawet picie
I wycie
Że dusza boli
Że los partoli.
Stachura nie wierzył
Rzucił się na sznur
Ale cóż to za wzór?
Jakiż wzór?
Mamy przecież życie…
Jedno.

DEMONY STAREGO ŻUŻLOWCA

Kiedy w mojej głowie huczy motor nocą
Wtedy pytam: tylko po co?
Jestem zdrowy, jestem cały
Przyziemienie
Przyjdzie ból, nadejdzie niemoc
Cierpienie
Będę na wózku taki bardzo, bardzo mały
Tylko po co?
Przecież nie dla chwały
Porzuci, zostawi?
Moje serce pęknie, moje serce będzie krwawić.
Ona…

U BRAM PIEKIEŁ

Bo kiedy ból mi odpuszcza
To jakby Bóg mi odpuszczał
Staję się święty
Staję się przeklęty
Pragnieniem zachłannego życia
Pragnieniem bycia
Czy to bluźnierstwo
Czy grzeszne duszy chciejstwo?
Aby pełnią istnieć
Aby znowu siebie mieć
Przegonić zmory
Jak ja chore
Kosmate nocne stwory.
Boże, czy masz dla mnie 
Jeszcze tę ofertę
Last minute?
Ja przysięgam omertę
Ja przysięgam pokutę.
Czy może pokażesz: – Tam!
Podróż do piekieł bram.
Bez szans…

Obracam Cię
Nagą w pościeli
I jeszcze raz
Jak na rożnie
I jeszcze 
W kółeczko
Jest bezbożnie
Rozchylasz usta
Przymykasz oczy
Rozsuwasz nogi
Czuję zapach
Czuję smak
Niech nie patrzą Bogi.
Zanim wejdę
Zapytam
Pamiętasz mewy wrzask
Gorąc plaży
Morza szum
Krwawy zachód
Żółty brzask…
Zaskoczył nas
Tak mi się marzy
Tak mi się marzy
Obracam Cię
Nagą w pościeli
Jak na rożnie
I jeszcze raz w kółeczko
Rozkoszy krzyk
Jest bezbożnie
Bardzo bezbożnie.
Amen.