Bartosz Zmarzlik z narzeczoną. Razem są już blisko dziewięć lat.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kapitan Stali Gorzów z niecierpliwością spogląda w niebo i wyczekuje pogodnej aury, aby po kilkumiesięcznej przerwie znów wsiąść na motor. Bartosz Zmarzlik w rozmowie z naszym portalem opowiedział, jak mistrzowski tytuł wpłynął na jego życie, o wierności do jednego tunera oraz recepcie na osiąganie sukcesów.

Bartku, jakie to uczucie dla sportowca, być najlepszym na świecie?

Na pewno marzyłem o tym od dziecka. Jest to świetne uczucie, gdy robiłeś wszystko od małego, żeby właśnie ten dzień nadszedł. W Toruniu taki dzień nadszedł, aczkolwiek mam jeszcze wiele marzeń i celów. Nie czuję się jeszcze spełnionym sportowcem. Przede mną dużo ciężkiej pracy i czasu, aby to wszystko sobie poukładać.

Jak tytuł indywidualnego mistrza świata wpłynął na Twoje życie?

Myślę, że bez żadnych większych zmian. Może nieskromnie mówiąc, jak gdzieś wyjdę, jestem bardziej zauważany i rozpoznawany, kibice zagadują mnie. Na co dzień tak naprawdę nic w moim życiu się nie zmieniło. Dla mnie najważniejsze i na pierwszym miejscu są rodzina oraz sport i chcę, żeby to jak najlepiej funkcjonowało.

Mistrzowski tytuł spowodował większe zainteresowanie Twoją osobą ze strony mediów. Jest to dla Ciebie uciążliwe, czy może widzisz w tym plusy?

Na pewno poświęcam na to dużo więcej czasu niż dotychczas. Biorę to w ten sposób, że jest to naturalna rzecz i po prostu tak trzeba.

Jakie teraz stawiasz przed sobą cele? Tytuł mistrzowski już masz. Obrona tytułu?

Mam jeszcze wiele marzeń i celów. Nigdy ich nie zdradzałem, bo chcę je najpierw zrealizować.

Jaka jest recepta Bartosza Zmarzlika na osiąganie tak znakomitych wyników zarówno w lidze, jak i na arenach międzynarodowych?

Nie ma na to złotego środka, tak i w życiu, jak i w sporcie. Trzeba bardzo chcieć, wierzyć głęboko w to, co się robi i dążyć nieustannie do swojego celu, nie patrząc czy jest dobrze, czy źle, bo słońce nie zawsze świeci. Po prostu trzeba robić swoje.

Jaką radę dałbyś młodym chłopcom, którzy rozpoczynają właśnie swoją przygodę na miniżużlu?

Żeby nie bali się marzyć i robili dobre rzeczy, naśladując starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Ponadto trzeba cały czas wierzyć i dążyć do realizacji swoich marzeń i celów. Jedyna droga i recepta na osiąganie sukcesów to nieustannie dążyć do swoich celów.

Często wracasz myślami do Grand Prix w Toruniu i najważniejszego w Twoim życiu biegu półfinałowego?

Tak. Na pewno kilka razy oglądałem ten bieg, aczkolwiek mam mnóstwo zajęć i tego czasu jest coraz mniej. Dlatego, jak mam trochę wolnego czasu, to wolę spędzić go w domu z rodziną, bo to jest dla mnie najważniejsze. Takie chwile na oglądanie jeszcze przyjdą. Na pewno przed sezonem odpalę jeszcze kilka razy, żeby się dobrze nastroić.

Przyznaj się, ile razy już obejrzałeś ten półfinał?

Nie będę wyliczał tego, bo nie jestem w stanie. Na pewno, gdzieś nawet przeglądając Internet, jak pojawił się ten wyścig i była chwila, to włączałem play.

Co było najtrudniejsze w drodze na szczyt?

Przeciwności, które zawsze towarzyszą każdemu zawodnikowi. W pewnych momentach po prostu nie można zajmować się rzeczami, którymi nie powinno się zajmować. Trzeba robić to, co się uważa, troszeczkę „zamknąć się” w sobie tak przy samym końcu i robić to, co serce podpowiada. Za dużo rad, za dużo słów może pomieszać.

Na ile pomoc Tomasza Golloba pomogła Tobie w zdobyciu tytułu mistrza świata?

Na pewno skrócił mi drogę do mistrzostwa świata, jak i również wiele innych osób, które cały czas są przy mnie, pomagają mi, oddają serce i swój prywatny czas dla mnie, za co im serdecznie wszystkim dziękuję. Samemu nie jesteś w stanie zrobić wielkich rzeczy. Na ten wynik i to wszystko składa się praca wielu osób dookoła. Naprawdę, niektóre osoby są niedocenione i niezauważone, ale my jako zawodnicy sami nie jesteśmy w stanie wszystkiego ogarnąć i zrobić. Bez pomocy osób dookoła nikt nie jest w stanie funkcjonować w sporcie na wysokim poziomie.

Bartosz Zmarzlik podczas wywiadu dla portalu po-bandzie.com.pl

Jak wyglądają Twoje przygotowania do nadchodzącego sezonu? Zmieniłeś coś w toku swoich przedsezonowych działań?

To naturalnie od paru lat wygląda tak samo, podobnie. Z roku na rok wprowadza się jakieś drobne korekty nad czym chciałoby się bardziej popracować.

Już pewnie nie możesz się doczekać, kiedy wsiądziesz na motor. Kiedy to planujesz?

Jest jeszcze do zrobienia parę rzeczy, aczkolwiek fizycznie i sprzętowo jestem już gotowy. Mogę wyjeżdżać lada dzień na tor, ale też nie ma sensu, żeby wsiąść, pojeździć z dwa treningi i potem czekać tydzień. To mija się z celem. Dla mnie najważniejsza jest ciągłość i systematyka. Myślę, że pierwszy tydzień marca to będzie czas, kiedy będę mocno patrzył na pogodę, ale póki co, szału nie ma. Być może gdzieś wyjadę pojeździć, bo potrzebujemy parę dni na testy, żeby wybrać swoją drogę, by wracając do garażu wszystko sobie poregulować tak, jak chcę. Po czym następne testy i systematycznie minimum trzy razy w tygodniu wyjeżdżać na tor.

Sprzęt stoi w garażu już w pełni skompletowany?

Tak. Co roku jestem w miarę szybko gotowy do sezonu. Wiele poprawek robi się nawet w ostatnich tygodniach, patrząc na te motocykle już gotowe, ale zawsze zapali się lampka, że jeszcze można poprawić parę rzeczy. Lubię mieć zawsze szybciej wszystko gotowe, bo przechodząc koło nich sto razy coś jeszcze może się wymyśli.

Zdradzisz iloma jednostkami będziesz dysponował w tym sezonie?

Od kilku lat mam 5-6 kompletnych podwozi. U mnie jest zawsze duża rotacja silników, więc nigdy nie liczę, bo nie stawiamy na ilość, ale na jakość. Cały czas dokupujemy, sprzedajemy i tak cały czas mieli się w kółko.

Będziesz korzystał tylko z silników od Ryszarda Kowalskiego, czy w Twojej stajni znajdą się również jednostki od innych tunerów?

Nie. Będzie tak, jak w ubiegłym roku i w prawie całym 2018, że będą tylko od jednego tunera, Ryszarda Kowalskiego.

Pod koniec lutego po raz kolejny zostałeś wyróżniony, tym razem otrzymałeś tytuł Sportowca Roku Ziemi Lubuskiej. Masz już niezliczoną liczbę nagród i wyróżnień. Robią one jeszcze na Tobie wrażenie?

Każde wyróżnienie jest dla mnie bardzo ważne. Tak na dobrą sprawę z każdej nagrody cieszę się, bo daje mi to świadomość, że zostałem zauważony i doceniony. To jest pozytywny kop do tego, by robić to, co robię jeszcze lepiej.

Nie jest tajemnicą, że w tym roku kończy Ci się kontrakt ze Stalą Gorzów. Telefon zapewne jest gorący. Padają już propozycje?

O to proszę zapytać mojego menedżera (śmiech).

Jak oceniasz potencjał Stali Gorzów? Do drużyny powrócił Niels K. Iversen. Będziecie silniejsi niż w ubiegłym sezonie?

Tak na dobrą sprawę to się okaże. Nie lubię mówić o przyszłości, bo nie wiemy, co będzie jutro, a co dopiero za parę miesięcy, jaki będzie wynik finalny. Myślę, że będzie pozytywnie. Wszyscy na to ciężko pracujemy, żeby pokazać się przed publicznością jak najlepiej, bo to dla niej jeździmy.

Myślisz, że ta świetna atmosfera w drużynie, o której Wy, zawodnicy, sami mówicie, przełoży się na wynik sportowy na torze?

Prędzej czy później na pewno.

Na zakończenie – co sądzisz o pomyśle powstania Galerii Bartosza Zmarzlika w Kinicach? Powiem Ci, że sołtys jest na tak.

Obiło mi się to o uszy. Myślę, że na wszystko przyjdzie pora, ale teraz jest jeszcze za wcześnie na to.

Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

Rozmawiała DOROTA WALDMANN