Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mariusz Staszewski, wychowanek Stali Gorzów, obchodził niedawno 44. urodziny. W rozmowie z naszym portalem poruszył kilka istotnych kwestii odnośnie swojej kariery zawodniczej oraz aktualnej profesji: menedżera pierwszoligowej Ostrovii Ostrów.

Rozpoczynał Pan swoją karierę zawodniczą na początku lat 90., gdy świat, w tym także ten żużlowy, wyglądał zupełnie inaczej. Jakie ma Pan wspomnienia z tego pierwszego, gorzowskiego czasu?

Ooo, takie pytanie na początek, tak z grubej rury? (uśmiech). Wiadomo – początki na żużlu, gdy człowiek jest młody, zawsze dobrze się wspomina. Żużel w tamtym czasie był inny, to prawda. Z jednej strony mniej profesjonalny, z drugiej zaś nie tak drogi, jak obecnie. Wszystko miało swój specyficzny urok.

W 1998 roku przeniósł się pan ze Stali Gorzów do Częstochowy. W tym samym sezonie osiągnął Pan bardzo dobry rezultat w finale IMP w Bydgoszczy, w którym zajął pan czwarte miejsce, przegrywając brąz po dodatkowym biegu z Wiesławem Jagusiem z Apatora.

Tak było. I to był taki, myślę, przełomowy czas w mojej karierze. Choć Włókniarz jeździł wtedy w II lidze. Później też osiągałem całkiem wysokie średnie i w II, i w I lidze. A w 2001 roku na torze w Belgii zdobyłem indywidualne wicemistrzostwo Europy.

No właśnie – po trzech sezonach we Włókniarzu, wrócił Pan do Stali Gorzów, która w 2002 roku, po 40 latach, spadła z ekstraligi. To był chyba duży cios?

Oj tak, bardzo duży dla nas wszystkich. A przecież jeździli wtedy w Stali bardzo dobrzy zawodnicy. I nie ma co ukrywać – zaliczyliśmy spadek nie przez słabą formę, a przede wszystkim przez kłopoty finansowe klubu.

Po kilku latach Władysław Komarnicki w jednym z wywiadów wspomniał, że długi wynosiły wówczas kilka milionów złotych… A wracając do Pana wyników: najlepszy sezon w Ekstralidze osiągnął Pan nie w barwach Stali, czy Włókniarza, a w RKM-ie Rybnik w 2004 roku. Pięć lat później związał się pan z ostrowskim klubem, a dziś jest jego menedżerem i trenerem młodzieży. Emocje w parkingu są inne od tych z perspektywy zawodnika?

Przede wszystkim jest inny zakres obowiązków. Żużlowiec martwi się zwłaszcza o siebie, swój wynik. Menedżer musi myśleć o każdym zawodniku z drużyny i przewidywać różne scenariusze. To po prostu co innego. A czy podpowiadam konkretne rozwiązania? Tak, oczywiście. Doświadczenie z toru jest tutaj pomocne.

Czy Ostrovia ma szansę doczekać się wychowanka na miarę nieodżałowanego Tomasza Jędrzejaka?

Odpowiadam za ostrowskich juniorów od trzech lat. I jak najbardziej uważam, że klub może doczekać się następców Tomka. Nie chciałbym jednak przywoływać tu konkretnych nazwisk. To grupa młodzieżowców, która prezentuje zbliżony poziom. Nie ma co wyróżniać poszczególnych zawodników, bo w końcu pracują razem, a grupa może osiągnąć więcej niż pojedyncze jednostki.

Mariusz Staszewski (z prawej) podczas zawodów młodzieżowych. Źródło zdjęcia: Facebook Mariusza Staszewskiego.

Po niedopuszczeniu do rozgrywek Stali Rzeszów Nice 1. liga pojedzie w niepełnym zestawieniu siedmiu drużyn. Jak Pan ocenia tę sytuację?

Mogę powiedzieć jedno: szkoda. Bardzo żałujemy, że Rzeszowa nie będzie z nami w lidze, bo przez to zrobiło się w terminarzu kilka niepotrzebnych pauz. To dotyczy wszystkich drużyn oczywiście, nie tylko Ostrovii.

Nie wiem, czy Pan się zgodzi, ale nawet mimo siedmiu ekip, Nice 1. liga wydaje się bardzo wyrównana. Ostrovia przed sezonem 2019 mocno się wzmocniła, by wymienić tu choćby Tomasza Gapińskiego, czy niemal Pańskiego rówieśnika, Grzegorza Walaska. Na co w tym składzie i w tej stawce pozostałych drużyn może liczyć klub z Ostrowa?

Tak, pierwsza liga zapowiada się na bardzo ciekawą i wyrównaną. Co do mojej drużyny, to powiem tak: nie mam w zwyczaju pompowania balonika. Jaki mamy cel? W pierwszym roku startów chcemy się przede wszystkim utrzymać. Jeżeli pójdzie lepiej, będziemy zadowoleni, ale tak jak powiedziałem, celem jest utrzymanie i wygranie wszystkich meczów u siebie. Lepiej się mile zaskoczyć niż rozczarować.

Zgadza się. W pierwszej kolejce Pana zespół zmierzy się na trudnym terenie – w Łodzi z Orłem.

W tym sezonie nie będzie łatwych terenów (uśmiech). Niezależnie, gdzie byśmy i z kim nie zaczynali, to zawsze będzie wymagający rywal.

A jak obecnie wyglądają przygotowania do startu sezonu?

25 stycznia skończyliśmy obóz przygotowawczy zorganizowany na miejscu w Ostrowie. Mieliśmy szereg interesujących treningów, poprawiających szybkość, gibkość. To ważne w tak kontuzyjnym sporcie, jak żużel. A co teraz? Do końca lutego każdy zawodnik będzie miał swój indywidualny tok, a z początkiem marca chcemy już wyjechać na tor.

Rozmawiał JACEK HAFKA