Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pamiętacie żużlowe transmisje na TVP 1 w latach 90. poprzedniego wieku? Jeśli tak, to musicie kojarzyć głos Andrzeja Mielczarka. To on komentował turnieje Grand Prix, w których Tomasz Gollob walczył z resztą świata. O wspomnieniach z tamtych lat, pracy komentatora i obecnym żużlu w poniższej rozmowie. 

Panie Andrzeju, jak to się stało, że zaczął Pan komentować żużel?

Na pewno wpływ na to miało moje miejsce urodzenia, czyli Bydgoszcz. Jak miałem 5 lat, „siłą” zaciągnąłem mamę na stadion, bo coś tam głośno warczało. To był trening Polonii. Byłem zafascynowany – panowie w dziwnych kaskach, maskach z kaczym nosem, w waciakach, ryczące motory… Potem co jakiś czas wymuszałem na rodzicach chodzenie na mecze, a pod koniec podstawówki robiłem to już sam i regularnie. Eh, te przeprawy kilkunastu osób przez Brdę łódką zanurzoną do maksimum… Szybko, bo następni czekają… Po wyjeździe na studia do Gdańska zmieniłem tylko stadion☺. Ściągnąłem do politechnicznego radia SAR Zenka Plecha tuż po jego brązowym medalu w 1973 roku. Samo komentowanie żużla zaczęło się w Radio Gdańsk, gdzie pracowałem parę lat. Później to już była praca dla TVP, najpierw lokalnie, potem na ogólnopolskiej antenie. Wtedy na Woronicza ogromnym pasjonatem żużla (i sportów motorowych) był red. Marek Oblaciński. Walczył o prawa telewizyjne, trzymał to organizacyjnie. Świetnie nam się współpracowało. Komentowałem też mistrzostwa świata w motocrossie, a potem w wyścigach motocyklowych. 

Pamięta Pan swoje pierwsze komentowane zawody dla TVP? 

Nie. W tej chwili nie pamiętam. Na pewno to był początek lat 90. i jakiś mecz ligowy Wybrzeża, później finały jednodniowe MŚ, do których TVP miała licencję. 

Mnie osobiście Pana osoba kojarzy się z nikim innym jak Tomaszem Gollobem. To Pan komentował wchodzenie Tomasza Golloba do światowej czołówki. 

Tak. Lata 90. i żużel w TVP to oczywiście kwestia Tomasza Golloba. Tomasz wtedy się przebijał i można powiedzieć, walczył z całą światową czołówką – a ona walczyła z nim, z wielu powodów. Chociażby ze względu na talent i  zadziorność Tomka i klanu Gollobów. Nagle facet z kraju, który stawał się „dojny” dla zagranicznych zawodników, zaczął z nimi walczyć jak równy z równym. Ja miałem przyjemność komentowania tych wydarzeń dla kibiców i dzielenia się emocjami, kiedy Polak walczył sam przeciwko wszystkim. 

Redaktor Andrzej Mielczarek

Wspomnień z czasów komentatorskich zostało pewnie niemało. 

To już nieco odległe czasy. Niewykluczone, że nadejdzie kiedyś moment, kiedy postaram się sobie je przypomnieć, wziąć parę kartek papieru i pospisywać. Na turnieje zagraniczne zazwyczaj jeździłem sam. Oczywiście starałem się długo przed zawodami poruszać po parkingu, podpatrywać nie tylko Tomka czy innych Polaków, rozmawiać z rywalami, mechanikami. Musiałem mieć określony zasób informacji, bieżących ciekawostek i przekazać je widzom. Nie było żadnego reportera w parkingu, który mógłby podrzucać informacje o tym, co zmieniają zawodnicy miedzy biegami – musiałem to ostrożnie zgadywać. Patrzeć jak motocykl zachowuje się na starcie, a jak na trasie – i czy to na pewno ten sam, co bieg wcześniej. Żużel to w końcu sport mechaniczny i nie powinno się go komentować jak wyścigu celebrytów w workach☺ Jeśli chodzi o klan Gollobów, to wtedy nie był skłonny do zwierzeń. Zresztą dziennikarze mieszkali na ogół w innym hotelu niż zawodnicy, a tuż przed zawodami trudno z kimś usiąść i rozmawiać, przeszkadzać w koncentracji na tym, co wydarzy się na torze za godzinę. Jeśli chodzi o zakulisowe historie, to parę znałem, ale zachowywałem je dla siebie. 

Pana głos czy sposób komentowania jest zapamiętany do dziś. Obecnie komentatorów jest wielu. Jak ocenia Pan poziom komentowania żużla dzisiaj?

Faktycznie starsi kibice pamiętają mnie czy raczej mój głos. Ja to jednoznacznie wiążę z Tomkiem Gollobem. Emocje kibiców były skupione na nim, a przy okazji był facet, który to komentował. Czasami krzyczał, czasami przeżywał, prorokował, a czasami coś mówił zrezygnowany. Kiedyś ten żużel wyglądał inaczej niż teraz. Wydaje mi się, że obecnie trzeba trochę te emocje sztucznie podkręcać, gdy zawodnicy jadą gęsiego od startu do mety. Stacja, która ma prawa do pokazywania żużla chciałaby – i to zrozumiałe – aby kibic miał poczucie uczestniczenia w wielkim widowisku. To jest zadanie komentatora, nawet jak na torze średnio się dzieje. Kiedyś też nie było tak, że każdy wyścig „mroził” kibicom krew w żyłach, ale było inaczej. Były inaczej przygotowywane tory, inne motocykle. Brak tłumików, co pozwalało na wyciągnięcie się nawet z dużej „kopy”, bo silnik inaczej pracował. Potem w imię ekologii na wydechy zakładano coraz mocniejsze „kneble”, co wymusiło przejście na twardsze tory. Teraz wymogi telewizyjne sprowadzają stan nawierzchni czasem do absurdu. Do tego słuszna determinacja władz do ukrócenia torowych pułapek dla przyjezdnych, co jednak czasem jest wylewaniem dziecka z kąpielą. Bardziej asekuracyjna, choć często zrozumiała, postawa zawodników. Teraz wszystko jest bardziej skomercjalizowane. Twierdzę, że obecni komentatorzy mają gorzej. Narracja też jest inna.

Co do narracji. Ostatnio komentatorzy Tomasz Dryła oraz Mirosław Jabłoński po początkowych zachwytach nie mają najlepszej, nazwijmy to, prasy…

Słyszałem o tym i czytałem w internecie. Nie czuję się jednak uprawniony do komentarza z tego prostego powodu, że żadnej z tych transmisji nie oglądałem. Nie wszystko oglądam. Jest życie „pozażużlowe”☺

Gdyby Andrzej Mielczarek dostał propozycję powrotu do komentowania, to jaka byłaby decyzja?

Bardzo mocno bym się zastanowił. Proszę pamiętać, że powróciłem do mikrofonu parę lat temu w Eurosporcie przy Mistrzostwach Europy. Okazało się, że zmienił się sposób komentowania tego sportu i to na wszystkich praktycznie antenach. 10 lat przerwy to dużo, zwłaszcza, że w tym czasie relacjonowałem głównie godzinne, wielogodzinne, a nawet całodobowe wyścigi samochodowe i motocyklowe. Kiedyś starałem się mówić nie tylko o tym, co się dzieje na torze, ale i sugerować, co się może stać i dlaczego. Przyznam, że parę razy miał do mnie pretensje pan Władysław Gollob, że narzekam na orbitowanie Tomasza i tracenie przez niego pozycji, a on miał ponoć tak przygotowane silniki, że po orbicie miały być najszybsze. Co pewnie było prawdą☺. Dawniej na przykład nie wahałem się oceniać oczywistych dla mnie sytuacji kolizyjnych, nie czekając na decyzje sędziego. Jak była inna, to „brałem to na klatę”, a widz miał satysfakcję, że komentator się nie zna☺. Teraz słyszę sporo asekuracji i tylko byli zawodnicy się czasem nie krępują… Zawsze uważałem też, że w relacji trzeba wyjść poza stadion. Ostatnio przy ME okazywało się w Szwecji, Danii, Niemczech, że jeździmy w miastach, które są niesamowicie powiązane z naszą polską historią, dynastiami królewskimi. Siedziałem nad tym godzinami w internecie. A Rzeszów – to przecież FIS! Teraz w centrum uwagi jest mecz i tylko mecz. W tej nowej formule komentowania nie mogłem się odnaleźć. Nie identyfikowałem się też z zawodnikami tak jak za czasów Tomka Golloba. Zmienił się cały sport. Odpowiadając na pana pytanie: dwa razy wszedłem do tej rzeki i mocno bym się zastanawiał nad wejściem po raz trzeci. 

Tomek coś ty zrobił”, „a to Tomek odpycha ręką Szweda” – to stwierdzenia, które kojarzone są z Panem po dziś – tak mocno utkwiły kibicom w głowach…

Komentowałem zawsze emocjonalnie to, co działo się na torze i jak widać efekt był taki, że część zwrotów pamiętana jest przez kibiców pod dziś dzień.

Jeszcze parę takich charakterystycznych komentarzy by się zebrało…

Pewnie tak. Tak jak powiedziałem panu na początku, należałoby w domu przejrzeć kasety VHS i wszystko ponotować. Jeden z kibiców przypomniał mi jak kiedyś Tomek wyszedł na orbitę w jednym z biegów i ja zacząłem krzyczeć, że coś z tego wyjdzie – „tak, tak tak, nie, nie” i znowu „tak, TAAAK!”. W ten sposób skomentowałem ostatnie pół okrążenia Golloba. Trochę się z tego teraz śmieję. Jednak te moje komentarze to było naturalne odzwierciedlenie moich emocji. Niekiedy najprostsze słowa najlepiej to oddają… 

Mistrzostwa Europy Gustrow- 2014

Tomaszowi Zimochowi zazdroszczono Małysza, Panu koledzy komentatorzy z innych krajów zazdrościli wtedy Tomasza Golloba? Był on ze swoim stylem jazdy idealnym materiałem do komentowania…

Nie. Nie odczułem absolutnie tego w sensie zazdrości. Zagraniczni komentatorzy bardziej pytali mnie: „Jak tam ten twój polski szaleniec?”. Niechętny szacunek przyszedł pod koniec lat 90. Byłem rzucony na odcinek pracy i starałem się wykonywać ją jak najlepiej. Wtedy nie można było tego porównywać do Małysza. Ludzie nie łaknęli tylu wiadomości zza kulis, prywatnych. Ja patrzyłem na Tomka jako na zawodnika i po prostu komentowałem jego jazdę. Zresztą to był nie tylko Tomek. Był Protasiewicz, Drabik, Jankowski, Świst i kilku innych. Były też przecież krajowe turnieje i memoriały. Po prostu moja praca związana z komentowaniem żużla najbardziej kojarzona jest z Tomaszem Gollobem. Pytano mnie często, co tam jeszcze Tomek mówił, ale mam zasadę, że to co jest „off the record” – zachowuję dla siebie. Jeśli zawodnik mówi, że jest coś nie do publikacji, to należy to uszanować. Jeśli rozmówca straci zaufanie do dziennikarza, to najszybsza droga, aby z dziennikarza stać się plotkarzem. 

W hotelu przed Grand Prix w Coventry

Z klanem Gollobów jednak siłą rzeczy miał Pan kontakt i to chyba niezły?

Kontakt był, jaki – nie mnie oceniać. Byłem wówczas jedynym komentatorem, który przekazuje swoje wrażenia i opinię milionowej publiczności. Parę razy Władysław Gollob tłumaczył mi pewne niuanse, czemu jest tak, a nie inaczej. Pamiętam raz w Pradze, kiedy pracowałem dla Canal Plus, spotkałem się z Tomkiem Gollobem w kolejce po grillowaną kiełbasę. Tomek powiedział mi wtedy, że trochę go zabolał mój komentarz. W jednej z rund w poprzednim roku nie miał zbyt szybkiego motocykla. Raz po starcie stale atakował go chyba któryś z Karlssonów. Co wiraż brakowało mu centymetrów, aż wreszcie Tomek na trzecim okrążeniu w pędzie, wchodząc w łuk, zszedł do krawężnika i przymknął gaz na tyle, że zaskoczony Karlsson zgłupiał. Całkowicie zamknął gaz, wyprostowało go, pojechał „piką” przez szczyt wirażu i dosłownie o milimetry minął kolejnego zawodnika. Ja wtedy powiedziałem, że to fantastyczny, choć bardzo ryzykowny manewr Tomka. Ale przy powtórkach biegu zacząłem się zastanawiać czy to nie było ze strony Tomasza zbyt brutalne. Okazało się, że chyba po roku Tomek to pamiętał. Powiedział mi wtedy: „Gdyby ktoś inny to powiedział, ale że Pan…„

Najwięcej emocji kibicom dostarczył nieszczęśliwy dla Tomasza Golloba finał w Vojens w 1994 roku. Dla Pana pewnie też na swój sposób były to dramatyczne zawody?

Oczywiście, że tak. Tomek był zdaniem wielu faworytem tego finału. Pamiętajmy, że cała ta dramatyczna otoczka zawodów zaczęła się długo przed turniejem. Ciągle brzmiało echo słynnych słów Władysława Golloba sprzed ponad roku o „ścierwie na kiju”. Chodziło o niewielkie pieniądze proponowane przez związek dla Tomasza Golloba i innych reprezentantów. Byłem przed zawodami w parkingu, kiedy pojawiła się delegacja z prezesem Witkowskim, Andrzejem Grodzkim i prezydenckim ministrem Mieczysławem Wachowskim (Z Bydgoszczy☺). Stanęli przy Tomku i jedna z tych osób powiedziała do Tomka coś w stylu – „to co, mamy medal. Minimum brąz dziś będzie. My już czekamy” – i sobie poszli. Wiadomo, klan Gollobów był skonfliktowany z władzami PZMot, a ci jak gdyby nic w parkingu jeszcze budowali presję na młodym zawodniku. Pamiętam, że szef teamu potem powiedział – „Tak, Tomek zdobędzie medal, a wy będziecie sobie ordery przywieszać”. Wtedy też po wypadku powiedziałem na antenie, że ta wizyta wprowadziła stres u Tomka i on temu nie podołał. Stąd pierwsze przegrane, a później słynny upadek. Tak więc według mnie ten dramat w Vojens zaczął się godzinę wcześniej aniżeli na torze. Zresztą nie ukrywam, że były potem interwencje na Woronicza, aby „przywołać mnie do porządku” i parę dziwnych artykułów w Tygodniku Żużlowym. Dziwiono się, że coś takiego mogło zdekoncentrować zawodnika, bo przecież jak władza chwali i oczekuje, to tylko duch w zawodniku rośnie i wiara w siebie. Wracając do Vojens – po zawodach cała polska grupa – działacze i dziennikarze – staliśmy w sali konferencyjnej hotelu i zastanawialiśmy się, co będzie dalej z Tomaszem Gollobem. Minister Wachowski oddawał do dyspozycji rządowy samolot, ale lekarz miał wątpliwości. Ostatecznie ojciec przygotował w busie miejsce do leżenia nad motocyklami i postanowiono człowieka po wstrząsie mózgu wieźć całą noc na ligowy mecz. Władysław wtedy ogromnie zaryzykował, ale następnego dnia w Bydgoszczy Tomasz Gollob wykonał coś nieprawdopodobnego i uratował ligę. Na marginesie – kiedy rok później w finale w Hackney Tomasz dostał cios w twarz od Boyce’a, który za to otrzymał śmieszną karę (na którą kasę zbierał Ermolenko), nikt z obecnych tam naszych oficjeli nie zaprotestował. Mój operator kamery był w parkingu. Potem zdołowany Tomek przegrał baraż z Gustafssonem…

Z gwiazdą rugby – Grzegorzem Kacałą. Cardiff 2001

Czym Pana zdaniem różni się żużel lat 90. od tego obecnego?

Najprościej – są inne tory i inne motocykle. Zawodnicy mówią, że silniki od lat stały się mało przewidywalne. Wygrywa się bieg, a za dziesięć minut silnik spisuje się zupełnie inaczej. Co najlepsze, nikt nie wie dlaczego. Jak ktoś trafi na idealny silnik, to tych problemów nie ma, ale to rzadkie przypadki. Chyba wyścig technologiczny poszedł zbyt daleko. Tunerzy żądają koszmarnych pieniędzy, a są w stanie tylko część silników przygotować na tip-top. Od lat trwa rywalizacja finansowa szefów klubów miedzy sobą, najczęściej na zasadzie – jakoś to będzie, a w razie czego rozłożymy ręce i nikt nic nam nie zrobi. Od lat trwa omijanie i naginanie regulaminów. Setka zawodników obskakuje wszystkie ligi świata. Przywiązanie do barw klubowych? Oprócz paru rarogów sami najemnicy, którzy każdy kolejny klub kochają ponad życie (przynajmniej na początku dla naiwnych kibiców). Jest wielu fanów, którzy w międzynarodowych zawodach hejtują Polaka, bo kochają swojego klubowego obcokrajowca.  Wydaje mi się też, że wśród zawodników jest za dużo kalkulacji. Szczególnie wśród zawodników zagranicznych. I nie chodzi tylko o kasę za podpis i punkty. Jeśli przegrałem start, to nie będę się szarpał. Czy przyjadę pięć czy trzydzieści metrów za resztą, to bez znaczenia. Jutro i tak następny mecz i następne punkty. Jak nie w tym kraju, to w innym.

Czego życzy Pan kibicom i zawodnikom?

Kibicom życzę dogłębnego przeżywania oglądania żużla i radości z naszych wyników na światowych torach, zawodnikom życzę bezkolizyjnej jazdy. Wszystkim nam życzę, abyśmy jak najszybciej doczekali chwili, kiedy Tomasz Gollob powie, że już go nic nie boli – a może podobnie jak Krzysiek Cegielski przy mniejszej lub większej pomocy techniki stanie na własne  nogi.

Z synem Andrzejem
10 komentarzy on Andrzej Mielczarek: Koledzy z zagranicy pytali mnie,”jak tam ten twój polski szaleniec?” (wywiad)
    Telewidz
    22 Jul 2020
     9:39am

    Drylson i Jabol zaczęli odcinać kupony i płyną powoli w dół. Za szybko uwierzyli w swoją wielkość. Pycha zawsze kroczy przed upadkiem.

      Spartan
      22 Jul 2020
       12:51pm

      Już bez przesady z tym Dryłą i Jabłońskim. Co takiego wielkiego się stało.

        KS
        24 Jul 2020
         10:39am

        Drylson i Jabol zaczęli śmieszkować, a nie komentować. Szkoda, bo to dobry duet. Muszą tylko wrócić do tego, co i jak robili wcześniej, inaczej postawić akcenty.

          ja
          30 Jul 2020
           2:11am

          Ty Dryłę i Jabłońskiego nazywasz śmieszkami, dla mnie to zwykłe błazny…
          Niestety, ale obecne żużlowe dziennikarstwo to jeden wielki dramat, poczynając od Ostafińskiego, kończąc na błazenadzie i pajacerce Dryły i Jabola.
          Do tego skoro ekspertami z studiu telewizyjnym są takie postacie jak:
          Dankiewicz (jedynym jego osiągnięciem w karierze było dostanie po znajomości roboty managera Polonii od ówczesnego nieudolnego prezesa deresińskiego, totalna nieudolność w prowadzeniu meczu, totalna nieznajomość przepisów, gdy Polonia jechała bardzo ważny mecz z Lesznem, to Dankiewicz pojechał na wczasy z rodzinką i oczywiście spuszczenie Polonii z ligi)
          Frątczak i Gajewski, którzy w 200% odpowiadają za kilkuletnią sportową degradację i upadek toruńskiego żużla,
          Olkowicz – błazenada, pajacerka i styl bycia jak naćpany żul spod budki z piwem, gdzie jego manierą jest idiotyczne wymyślanie pseudonimów dla zawodników i wyimaginowanych historyjek,
          Cegielski – szowinista, nienawidzący do cna Polonii Bydgoszcz,
          Tępe panienki z instagrama, które potrafią tylko wymalowany kilogramem pudru ryj szczerzyć do kamery,
          itp itd…
          taka jest prawda o polskim żużlowym dziennikarstwie i o „ekspertach”…

    Darek w-w
    22 Jul 2020
     7:11pm

    Pod koniec lat 80 komentował już chociażby IMS Vojens 1988 ” spadła mu teraz szybka ale nikt nie jedzie przed nim!!” albo „niech państwo zobaczą nad połowa stadionu świeci słońca a nad połowa pada deszcz, ten deszcz jest dla Nielsena a słońce dla Gundersena”

    Bartek
    22 Jul 2020
     7:26pm

    Z sentymentem wspominam tego sprawozdawcę, transmisje żużlowych zawód i GP oglądane w TVP, fajny głos, świetnie komentował. Piękne lata 90 gdy jako dzieciak zaczynałem chodzić na żużel 🙂

    czewa94
    22 Jul 2020
     9:19pm

    Tomek Dryła to dla mnie bezdyskusyjnie najlepszy komentator sportowy!!!

      ja
      30 Jul 2020
       2:14am

      Młody jesteś, a więc masz swoje prawa… wolisz pajacowanie, darcie ryja do mikrofonu, błazenadę i tandetę, a koneserzy wolą porządną treść w racjonalny sposób przekazaną normalnym głosem.
      Ale cóż…. jedni wolą Zenka i disco polo, inni muzykę klasyczną i Bacha…
      Kiedyś zrozumiesz!

    BIG LEBOWSKI
    23 Jul 2020
     12:48am

    To był mimo sporej sympatii , dość stronniczy komentator. Zawsze zakamuflowanie przeciw Polonii Bydgoszcz i Tomkowi Gollobowi. Coś tam Z Gollobami musiało od początku nie grać. Czyli z Władkiem. Trochę to było z Jego strony słabe. Z Władka na pewno też. Pzdr!

Skomentuj

10 komentarzy on Andrzej Mielczarek: Koledzy z zagranicy pytali mnie,”jak tam ten twój polski szaleniec?” (wywiad)
    Telewidz
    22 Jul 2020
     9:39am

    Drylson i Jabol zaczęli odcinać kupony i płyną powoli w dół. Za szybko uwierzyli w swoją wielkość. Pycha zawsze kroczy przed upadkiem.

      Spartan
      22 Jul 2020
       12:51pm

      Już bez przesady z tym Dryłą i Jabłońskim. Co takiego wielkiego się stało.

        KS
        24 Jul 2020
         10:39am

        Drylson i Jabol zaczęli śmieszkować, a nie komentować. Szkoda, bo to dobry duet. Muszą tylko wrócić do tego, co i jak robili wcześniej, inaczej postawić akcenty.

          ja
          30 Jul 2020
           2:11am

          Ty Dryłę i Jabłońskiego nazywasz śmieszkami, dla mnie to zwykłe błazny…
          Niestety, ale obecne żużlowe dziennikarstwo to jeden wielki dramat, poczynając od Ostafińskiego, kończąc na błazenadzie i pajacerce Dryły i Jabola.
          Do tego skoro ekspertami z studiu telewizyjnym są takie postacie jak:
          Dankiewicz (jedynym jego osiągnięciem w karierze było dostanie po znajomości roboty managera Polonii od ówczesnego nieudolnego prezesa deresińskiego, totalna nieudolność w prowadzeniu meczu, totalna nieznajomość przepisów, gdy Polonia jechała bardzo ważny mecz z Lesznem, to Dankiewicz pojechał na wczasy z rodzinką i oczywiście spuszczenie Polonii z ligi)
          Frątczak i Gajewski, którzy w 200% odpowiadają za kilkuletnią sportową degradację i upadek toruńskiego żużla,
          Olkowicz – błazenada, pajacerka i styl bycia jak naćpany żul spod budki z piwem, gdzie jego manierą jest idiotyczne wymyślanie pseudonimów dla zawodników i wyimaginowanych historyjek,
          Cegielski – szowinista, nienawidzący do cna Polonii Bydgoszcz,
          Tępe panienki z instagrama, które potrafią tylko wymalowany kilogramem pudru ryj szczerzyć do kamery,
          itp itd…
          taka jest prawda o polskim żużlowym dziennikarstwie i o „ekspertach”…

    Darek w-w
    22 Jul 2020
     7:11pm

    Pod koniec lat 80 komentował już chociażby IMS Vojens 1988 ” spadła mu teraz szybka ale nikt nie jedzie przed nim!!” albo „niech państwo zobaczą nad połowa stadionu świeci słońca a nad połowa pada deszcz, ten deszcz jest dla Nielsena a słońce dla Gundersena”

    Bartek
    22 Jul 2020
     7:26pm

    Z sentymentem wspominam tego sprawozdawcę, transmisje żużlowych zawód i GP oglądane w TVP, fajny głos, świetnie komentował. Piękne lata 90 gdy jako dzieciak zaczynałem chodzić na żużel 🙂

    czewa94
    22 Jul 2020
     9:19pm

    Tomek Dryła to dla mnie bezdyskusyjnie najlepszy komentator sportowy!!!

      ja
      30 Jul 2020
       2:14am

      Młody jesteś, a więc masz swoje prawa… wolisz pajacowanie, darcie ryja do mikrofonu, błazenadę i tandetę, a koneserzy wolą porządną treść w racjonalny sposób przekazaną normalnym głosem.
      Ale cóż…. jedni wolą Zenka i disco polo, inni muzykę klasyczną i Bacha…
      Kiedyś zrozumiesz!

    BIG LEBOWSKI
    23 Jul 2020
     12:48am

    To był mimo sporej sympatii , dość stronniczy komentator. Zawsze zakamuflowanie przeciw Polonii Bydgoszcz i Tomkowi Gollobowi. Coś tam Z Gollobami musiało od początku nie grać. Czyli z Władkiem. Trochę to było z Jego strony słabe. Z Władka na pewno też. Pzdr!

Skomentuj