Zwycięstwa budują, porażki rujnują – ta stara sportowa prawda doskonale oddaje atmosferę jaka panuje w Get Well Toruń. Podczas przegranego meczu z Betard Spartą Wrocław (41:49) między kierownictwem a zawodnikami doszło do dwóch bardzo mocnych nieporozumień.
Jak informują toruńskie „Nowości”, fatalną i tak już atmosferę w toruńskiej drużynie jeszcze bardziej pogorszyli dwaj zawodnicy. – Zaczęło się od Norberta Kościucha, który w dwóch pierwszych wyścigach przyjeżdżał na końcu stawki, daleko za jadącym na trzecim miejscu zawodnikiem. Menedżer Adam Krużyński w trzeciej serii startów postanowił go zamienić na Jacka Holdera. To zdecydowanie nie spodobało się Polakowi, który zrobił awanturę. Twierdził, że właśnie chciał zmienić motocykl, ale nie dano mu szansy sprawdzić, jak będzie się spisywał – czytamy w „Nowościach”.
Do pieca dołożył kolejny niepocieszony tego dnia Niels Kristian Iversen, który nie pojechał w wyścigach nominowanych. Adam Krużyński jako argumentacji użył faktu, że Duńczyk dwukrotnie podwójnie przegrał. – Iversen był głuchy na ten argument i upierał się, że to jemu należy się start, a nie Jackowi Holderowi, bo Australijczyk zdobył mniej punktów. Gdy nic nie wskórał, głośno wyrażał niezadowolenie. A już zupełnie o atmosferze w toruńskim parkingu świadczy fakt, że ekipa Iversena demonstracyjnie cieszyła się w momencie, gdy młodszy z braci Holderów we wspomnianym wyścigu nominowanym przyjechał na ostatniej pozycji – kontynuuje toruński dziennik.
Zawodnicy Get Well Toruń mają świadomość, że sezon zaraz dla nich w polskiej lidze dobiegnie końca, a to oznacza dużo mniejszy zarobek. Drużyna legitymuje się katastrofalnym dorobkiem punktowym i ma już tylko pozbawione logiki szanse matematyczne na pozostanie w elicie.
Kolejny przykład, że w żużlu nie ma drużyn. Menadżer to zbędny koszt, skoro musi się on prosić zawodników o jazdę lub błagać i przepraszać, że chce zmianę zrobić. Śmiech na sali. Jeszcze więcej tzw. „zawodowstwa” i już wkrótce trzeba będzie zrezygnować z rozgrywek ligowych, albo zmienić ich formę. Zawodnik robi dwa zera i jeszcze krzyczy na trenera, który ratuje wynik drużyny, bo zawodnik ma gdzieś ten wynik. Liczy się tylko jego zdobycz. Rozwiązać ligę drużynową, zrobić co tydzień Grand Prix poziom 1, 2, 3, itd. i niech jadą na indywidualne konto. Najgorsi spadają na poziom 2, stamtąd najlepsi awansują na poziom 1, itd. Taka liga, tylko indywidualna. Czysto i przejrzyście, każdy jedzie na swoje konto.
Albo inaczej. Dwie stawki za punkt. Przy zwycięstwie drużyny jest na przykład o 30% wyższa niż przy przegranym lub zremisowanym meczu. Plus premie dla drużyny do podziału za zwycięstwo. Dodatkowa motywacja by zespół wygrał bo wtedy wszyscy zarobią 30?% więcej i „parę groszy” z premii.
Farewell Get Well…
Jeszcze tylko wydrzeć ostatnie parę złotych nie dając z siebie nic. To taka drużyna. Kto taką zmontował? Kto zimą zapewniał że rencista Holta będzie wyśmienicie przygotowany a junior poliglota postrachem biegów juniorskich?
Gdy Unia L integrowała się w Hiszpanii w GW trwała wiara w zawodowstwo, po co nam treningi z ekstraligowcami, dodatkowo podobno niektórzy zawodnicy nawet dostali pieniądze z góry za sezon. Po co się później wysilać skoro pieniądze zarobione. Niektórzy kibice mówią o celowym zjeździe do Nice, bo jak tu logiczne wytłumaczyć pozbywanie się dobrych zawodników jak Vaculik czy MJJ a trwanie przy wypalonych czy połamanych. W żadnym klubie nie doszło do tylu błędnych decyzji, zaniechań i bylejakości. Czy biznesmen z życiowymi sukcesami może aż tak przestrzelić w miarę niekomplikowanym projekcie jak drużyna żużlowa? Na szczęście GW wydał grę planszową, zimą będzie można potrenować i nabrać doświadczenia.
A kibice? To tylko klienci płacący za bilety. Nikt ich o zdanie nie pyta ani nie wyjaśnia polityki na najbliższe chude lata
Anszi, też tak uważam. Podstawą drabinki płacowej powinien być wynik drużyny. Poza tym, powinna być premia od wyniku na koniec sezonu. W zależności od miejsca w tabeli, jakaś kwota do podziału na drużynę. Z tym, że mamy wzór kontraktu w Ekstralidze, który takiego czegoś nie przewiduje. Trzeba by to znów pod stołem rozpisywać, co jest kolejnym absurdem. Te limity płac są potrzebne tylko po to, żeby nie było problemów z licencjami. Jakby nie można było np karać za długi minusowymi punktami zamiast zabraniem licencji. Masz 500 tysięcy długu w dniu 1 grudnia, to masz np -5 punktów do tabeli na start nowego sezonu. Wygrałeś sportowy sukces w jednym sezonie „na krechę”, to w następnym poniesiesz sportową porażkę. Dodatkowo każdy klub jakaś kaucja przed sezonem, np 300 tysięcy, na poczet ewentualnych zaległości dla zawodników. Wartością dodaną, że tak zacytuję klasyka, byłby spokój ze składem ligi, bo jadą Ci co na torze to wywalczyli, a wszelkie braki finansowo/licencyjne załatwiamy punktami minusowymi na nowy sezon.
Żużel. Jakie wyzwania stawia przed sobą nowy trener Wilków? „Jestem otwarty na nowości”
Żużel. Wyrównane zawody w deszczowym Ostrowie. Patryk Dudek górą!
Żużel. Zmiany w Gorzowie. Kurczy się zarząd Stali!
Żużel. Kibice na medal! Młodzieżowcy otrzymali pokaźne wsparcie
Żużel. Wilki dawały mu większą kasę, on wolał Ostrovię! „Nie można się kierować tylko pieniędzmi”
Żużel. Zajmują się pomocą w dochodzeniu należności. W żużlu będą mieli wzięcie?