FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Adrian Miedziński o niedzielnym spotkaniu będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Senior forBET Włókniarza Częstochowa zdobył w meczu dwa punkty i na trzech odjechanych wyścigach zakończył rywalizację z Betard Spartą Wrocław. 33-latek kilka chwil po zawodach nie krył rozczarowania tym, jak potoczył się dla niego mecz na Stadionie Olimpijskim.

2 punkty w dzisiejszym meczu i wysoka przegrana drużyny (częstochowianie przegrali 34:56). Komentarz do spotkania pewnie też nie może być pozytywny…

Co tu komentować, to był blamaż. Przegraliśmy zdecydowanie za wysoko. Jechaliśmy tutaj z innym nastawieniem i chcieliśmy walczyć o zwycięstwo. Wrocław jedzie jednak świetnie na swoim torze. W pierwszym biegu kompletnie nie trafiłem z ustawieniami. Później poszło to trochę w lepszą stronę, ale co z tego jeśli zawsze czegoś brakowało. Brakowało detali, ale w żużlu one ważą o tym czy wygrywasz, czy przegrywasz.

Ostatnio jechałeś tutaj w sparingu przed sezonem i w Memoriale Tomasza Jędrzejaka. Zasugerowałeś się ustawieniami z tamtych imprez?

Tak, zasugerowałem się tymi zawodami i dlatego właśnie ten pierwszy bieg był spalony. Zrobiłem tylko małe korekty, ale trzeba pamiętać, że teraz jest już znacznie cieplej. Pogoda jest inna, człowiek chciał to lekko skorygować, a wyszło, jak wyszło. W drugim biegu, gdybym jechał sam, a nie patrzył na Mateja, to może byłoby inaczej i dowiózłbym to zwycięstwo.

Pierwszy raz od dłuższego czasu trener zmienił Tobie kolegę z pary. Z Matejem Zagarem, po dłuższej przerwie, jechało się gorzej niż z Fredrikiem Lindgrenem?

To nie miało dzisiaj dla mnie za dużego znaczenia. Jak mówiłem, razem z Matejem patrzyliśmy na siebie jadąc razem. Po prostu jak człowiek jedzie i czuje się dobrze, to też jest inaczej. Brakowało mi pewności, bo ustawienia nie były trafione w stu procentach. Wrocław natomiast nie dał nam miejsca na błędy i trafił z przełożeniami. U mnie brakowało mi prędkości. Nie jest to wina złego sprzętu, tylko właśnie złych ustawień.

Nawet gdy udało Wam się wygrać start, to spartanie szybko Was doganiali na trasie. Ta nawierzchnia była na tyle trudna, że nie udało się jej odczytać?

Ja po pierwszym biegu poszedłem w lepszą stronę, bo właśnie start udało mi się wygrać. Czułem, że jestem blisko odczytania tego toru, ale, jak powiedziałem, właśnie tych detali zabrakło. W trzecim starcie zmieniłem nie za wiele, a może właśnie powinienem zrobić dużą zmianę i ten start poszedłby mi lepiej. To jest gra błędów. Jestem zły, bo wiem, że te lepsze ustawienia i punkty były blisko, a wszystko mi się rozmyło.

Po meczu ze Stelmet Falubazem to napięcie związane z walką o play-offy trochę się rozluźniło. Teraz, gdy wyprzedził Was MRGARDEN GKM, znów jest nerwowo?

Na pewno tak. Sytuacja jest, jaka jest. Mamy jeszcze mecz z Grudziądzem i Toruniem u siebie i będziemy bardzo chcieli je wygrać. To jeszcze nie jest koniec, nikt z nas tu broni jeszcze nie składa i kolejny mecz w naszym wykonaniu może być już inny.

W piątek jedziecie na wyjazd do Leszna, łatwiej o zwycięstwo na pewno nie będzie…

Unia będzie w tym meczu zdecydowanym faworytem – co tu dużo mówić. W PGE Ekstralidze można jednak wygrać z każdym i z każdym można też przegrać. Zobaczymy, co zastaniemy w Lesznie, ale na pewno jedziemy tam zrobić dobry wynik.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA