Max Fricke. fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mówi się, że aby awansować do półfinału zawodów z cyklu Grand Prix wystarczy zgromadzić 8 punktów w fazie zasadniczej. Naturalnie to tylko teoria, gdyż czasem, choć rzadko, zdarza się, że jest to pula niewystarczająca. U Maksa Fricke’a była niewystarczająca… dwa razy z rzędu.

Przykład Fricke’a pokazuje jak ważne jest wygrywanie biegów w fazie zasadniczej. Otóż w przypadku, gdy więcej niż jeden zawodnik zgromadzi taką samą liczbę punktów, to o ich pozycji rozstrzyga najpierw większa ilość wygranych wyścigów. Australijczyk zarówno w drugiej rundzie w Gorzowie, jak i w pierwszej w Pradze zgromadził po 20 biegach 8 punktów – jednak nie zanotował ani jednego zwycięstwa. Gdyby wygrał choć raz, to w obu przypadkach byłby w półfinale, potencjalnie więc mógłby nawet dwa razy wygrać, tymczasem był dwukrotnie dziewiąty, co dało mu po 8 punktów do klasyfikacji przejściowej. Z kolei Tai Woffinden, który w Pradze miał tyle samo punktów co Fricke po fazie zasadniczej, ostatecznie wszedł do półfinału (ponieważ miał więcej „dwójek” na koncie), potem do finału, zajął drugie miejsce i wywalczył 18 punktów.

W historii turniejów o Indywidualne Mistrzostwo Świata zdarzały się wypadki, że i 7 punktów wystarczało do półfinału. Ba, żużlowcy z takim dorobkiem potrafili wygrać całe zawody, jak choćby Matej Zagar w Sztokholmie w 2017 roku. Co więcej, w 2005 roku Scott Nicholls w półfinałach znalazł się nawet z dorobkiem… 6 punktów!

Wracając do Fricke’a – co prawda cykl dopiero przekroczył półmetek, jednak już można mówić o Australijczyku jako o wielkim pechowcu – w klasyfikacji generalnej zajmuje 10. miejsce z 32. punktami. Gdyby dopisał sobie ewentualne oczka za utracone półfinały mógłby realnie liczyć na walkę o czołową szóstkę i pozostanie w cyklu na rok 2021.